Boże, jaka z Ciebie maruda!


Gdzieś w świecie wypełnionym czarnymi myślami...

Jejku, jaka okropna dzisiaj pogoda. Serio, wstaje o dziewiątej, a tu pół ciemno, wieje i do tego pada jak spod rynny. A miałam wyjść do sklepu. I tak pójdę. Z tą różnicą, że zmoknę do suchej nitki i wypierniczę się gdzieś na błocie. Potem pobiegam sobie za czapką, a zakupy przemo... No dobra, ale przynajmniej się chociaż trochę przewietrzę, po siedzeniu przed komputerem od dwóch dni na pewno nie zaszkodzi. W sumie to jakby się przypatrzeć… w tym deszczu jest chyba trochę śniegu. Ilości mocno znikome, ale to zawsze coś. Świąteczny klimat i te sprawy, w sumie nawet fajnie. Wreszcie będę mogła ubrać ten szalik, który leży w szufladzie i czeka grzecznie na swoją kolej. Wygląda na miękki.

Zdrowe odżywianie - Podejście #186


Zawsze byłam bardzo chudym dzieckiem. Gdy patrzę na swoje zdjęcia sprzed pięciu lat to zastanawiam się jak coś takiego mogło żyć. Jak te nogi mogły cokolwiek udźwignąć? Przecież ich wcale nie było. Potem przyszło dojrzewanie. Zaczęłam tyć. Bardzo, bardzo szybko. Zorientowałam się dopiero wtedy, gdy zwrócono mi na to uwagę u lekarza. Moja samoocena roztrzaskała się na betonie. Zaczęłam widzieć tłuszcz, cellulit, brzuch, biodra, uda. Od kiedy miałam trzynaście lat ani razu nie rozebrałam się publicznie. Na plaży siedziałam w pełni ubrana. Miałam problem nawet z takimi rzeczami jak shorty, czy bluzki na ramiączka. To był zły okres dla mnie samej, pełen złości i kompletnego braku akceptacji.

Taka trochę Basic Bitch


Pożarta w tłumie identycznych twarzy.


Prosto z mostu - czuję się zwykła. Czy ty też tak masz? Czasami myślę nad tym, co wyróżnia mnie z tłumu. I dochodzę do wniosku, że nic. Co gorsza, ty zapewne także dojdziesz do tej samej konkluzji. Czuję się pożarta, wchłonięta przez tłum identycznych twarzy wykreowanych obecnymi standardami piękna. Patrząc na zdjęcia profilowe na twarzo-książce lub w twarz drugiej osobie ciężko dojść do takich wniosków, jednak gdy zobaczymy sto stłoczonych nastolatek na zdjęciu, uderzy nas w twarz ich podobieństwo.

Przed nami rozpostrze się morze włosów w różnych odzieniach brązu i blondu, przeważnie prostych, może nie jak druty, ale jednak i w długości idealnie za piersi. Niekształtna masa o jasnym lecz nie bladym kolorze skóry, takim, wiecie typowo polskim. I oczywiście, że wszystkie te osoby będzie coś różnić. Ktoś ma grzywkę, ktoś ma pieprzyk, ktoś jest trochę bledszy, a jedna dziewczyna będzie ruda. Nie w tym rzecz. Bo koniec końców żadna jednostka nie wybija się z grupy, nie wyróżnia. Nawet ubrane pewnie będą wszystkie podobnie, w to co akurat jest modne, w to co podoba się wszystkim. Odnoszę niepokojące wrażenie, że to właśnie gimnazjalistki i licealistki królują w byciu identycznymi. Czemu, tego nie wiem i nie rozumiem, ale tak jest. Dopiero gdzieś na końcu, kawałek za całym tym morzem stanie ta jedna, dziwna dziewczyna ubrana w jakąś czarną płachtę z krwisto czerwonym włosami i kolczykiem w nosie. Wszyscy obrócą się, spojrzą na nią trochę z pogardą, bez zrozumienia i wrócą do swoich spraw.

Jako rasa ludzka wszyscy jesteśmy do siebie z grubsza podobni, więc czy próby wybicia się z tłumu mają w ogóle jakikolwiek sens? Czy mogą się udać? W sumie, to nie wiem. Odnoszę jednak wrażenie, że tak. Myślę, że istnieje to magiczne "coś". Coś, co wyróżnia jednostkę z tłumu. Co to jest, tego też póki co nie wiem. To kolejna z rzeczy, które staram się odkryć. Obecnie powiedziałabym, że styl bycia. W końcu od dawna wiadomo, że ludzie grawitują do osób posiadających dobrą energię, roześmianych i otwartych. Będąc jedną z nich możemy zwabić do siebie pożądane osoby. Jednak z drugiej strony nie wszyscy będą w stanie to zobaczyć, gdy tylko przechodzimy obok. Nikt nie śmieje się cały czas, a nawet jakby tak robił to szybko wylądowałby w psychiatryku. Więc może jednak chodzi o fioletowe włosy? Oryginalne ubranie? Nie jestem przekonana. Odpowiedź pozostawiam tobie! Jestem bardzo ciekawa twojej opinii na ten temat :)

Do następnego, wędrowcy!

Cel w posiadaniu celów


Jak okiełznać cele, by wynikało z nich coś więcej, niż tylko kolorowe notatki?


Każdy z nas ustala sobie jakieś cele. Mniejsze, większe. Całkiem proste lub te bardziej ambitne. Wszystkie z jednego powodu - by ulepszyć nasze życie i nas jako osobę. Mi osobiście taka organizacja sprawia niewytłumaczalną przyjemność. Uwielbiam wszystko spisywać, obmyślać i ubierać w często niepotrzebne formy tabelek, planów, całych tekstów i umów z samą sobą. Takie już zboczenie, co ja poradzę. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo to właśnie z tej racji wzbogaciłam się przez ostatnich parę miesięcy w niemałą wiedzę o celach. O tym jak je ustalać, by nas motywowały, a nie zniechęcały i jak sobie pomóc w ich osiąganiu. I dziś się tą wiedzą z wami podzielę. Ameryki nie odkryjemy, ale kawek swojego umysłu już tak. Na ten temat wypadałoby napisać kilka postów i tak zamierzam uczynić. Póki co, w ramach wstępu omówimy sobie pokrótce najważniejsze i całkowicie podstawowe (chociaż wielu ludziom nie znane) zasady ustalania celów.

1. Dokładność.
Cele zawsze powinny być dokładne. Tutaj nie ma miejsca na żadne luki, niedociągnięcia i pytania. To jest wojna - między Tobą, a twoim lenistwem. Im mniej dokładne cel tym więcej wymówek, chwil słabości i porażek. Jedynym sposobem na zwycięstwo jest określenie jak najbardziej dokładnego celu. Od punktu: "Będę się zdrowo odżywiać." można znaleźć tyle dróg ucieczki, że głowa mała. Bo co to w sumie znaczy dla Ciebie, że zdrowo, hm? Przecież gorzka czekolada też jest zdrowa... człowiek potrzebuje magnezu, więc w sumie to i mleczna się nada. A jeden kubek lodów nikogo nie zabił, przecież zdrowie oznacza balans...
Zamiast tego zapisz: "Nie jem słodyczy. Codziennie jem chociaż jeden owoc i jedno warzywo.". Tu już nie będzie wykrętów. Jedno to znaczy jedno, zero znaczy zero, jak zawalisz nie będziesz miała usprawiedliwień. No i łatwiej Ci będzie trzymać się w postanowieniu, bo wiesz dokładnie co masz robić.

2. Krótkoterminowość.
Najlepsze cele to wbrew pozorom nie te na lata, tylko te krótkoterminowe. Dlatego właśnie tyle postanowień noworocznych upada. Zapominamy o nich, albo po prostu nas przygniatają, jest ich za dużo na raz. Ja osobiście najbardziej lubię postanowienia miesięczne, to kwestia gustu, starajcie się jednak, by obejmowały czas od miesiąca do dwóch-trzech miesięcy. A jeśli już naprawdę chcesz zapisać na kolorowej kartce i powiesić na ścianie cel w stylu: "Będę sławna, piękna i bogata", to wiedz, że mój post na temat celi długoterminowych już się tworzy, więc poczekaj jeszcze z tydzień, a ja wyjaśnię Ci, co robić.

3. Umiar.
Mało kto jest w stanie dotrzymać dziesięciu postanowień na raz. Ja nie jestem i ty pewnie też nie jesteś. Wyobraź sobie, że twoja silna wola to płyn, a ty masz w głowie pojemnik. Za każdym razem, gdy odmawiasz sobie na przykład kawałka ciasta pojemnik przechyla się i ciesz wylewa się stopniowo. I tak przez cały dzień, by w nocy się uzupełnić. Dlatego tak ważne, jest by nie przesadzać, bo ci tego samozaparcia nie wystarczy na wszystko co postanowiłeś. Jeśli stosujesz jak ja cele miesięczne polecałabym od trzech do pięciu na każdy miesiąc. Sprawdzona ilość, która pozwoli ci się rozwijać jednocześnie nie zalewając miliardem nowych obowiązków.

4. Cel zapasowy. 
Ten aspekt omówił kiedyś Rozwojowiec, na YouTube bodajże. Czyli tzw. efekt "A co mi tam" w momencie gdy jakiegoś dnia nie uda nam się wypełnić postanowienia. Zakładając, że założyłeś sobie, że nie jesz słodyczy, to w momencie gdy skusisz się na coś słodkiego całe postanowienie siada. W głowie pojawia się taka myśl, że ten dzień i tak już można spisać na straty, więc nie ma co się starać. Sama wiele razy tego doświadczyłam. Dlatego właśnie warto jest w takiej sytuacji mieć postanowienie zapasowe np. "Jem maksymalnie jeden niezdrowy posiłek dziennie". Wtedy łatwiej będzie się nam zastopować, ogarnąć i powrócić na właściwe tory, wiedząc, że jeszcze nie wszystko stracone.

5. Kontrola. 
Odpal Worda i zrób tabelkę, albo po prostu wydrukuj jakiś kalendarz z internetu i codziennie zaznaczaj jak idzie Ci twoje postanowienie. Oczywiście tyczy się to celów dotyczących nawyków, w momencie gdy chcemy powtarzać jakąś czynność parę razy w tygodniu. Powieś to najlepiej w jakimś widocznym miejscu i patrz ile dni najwięcej pod rząd wytrzymasz w swoim postanowieniu. Zaliczaj także te dni, gdy wykonałeś cel zapasowy, ale np. innym kolorem lub znakiem.

Te pięć punktów to taki skrócony dekalog postanowień. Pamiętaj o nich, przy wyznaczaniu sobie nowych celów. Na koniec mała rada i przestroga - zawalisz. Schrzanisz sprawę wiele razy, jak każdy, żadne postanowienie nie jest wieczne, każdy w końcu się ugnie i zje pizze lub spędzi całą niedziele w internecie. Jesteśmy tylko ludźmi. Najważniejsze, to umieć sobie wybaczyć i szybko się pozbierać na właściwe tory. Dodam jeszcze tylko, że oprócz innych postów o celach szykuję też małe wyzwania... ale cii, wszystko w swoim czasie!

Do następnego, wędrowcy!
Powodzenia!

Zatonąć w morzu samokrytyki


Tonę... nie oddycham. Tonę! 


Ostatnio wróciłam do pisania po dłuższej przerwie. Zawsze uwielbiałam to robić. Gdy byłam młodsza, nie było dla mnie lepszej rozrywki ta jaką daje pisanie. W końcu pisząc możemy wszystko! Przenieść się w inny świat, zostać kimś innym, przeżyć przygodę i co najlepsze być Bogiem we własnym uniwersum. Nawet gry wymiękały. Ale gdy usiadłam parę dni temu do pustej kartki w Wordzie, szybko poczułam, że coś jest nie tak. Coś nie gra, coś nie pasuje. Coś kuje w środku i ściska w umyśle. Niepokojąco szybko męczę się, po zapełnieniu niecałych dwóch stron. Zdania nie idą płynnie, raczej opornie. A zawsze stukałam w klawiaturę tak szybko, aż się wszyscy dziwili jak tak można. Mój charakter pisma wywodzi się z tego, że myślę szybciej niż jestem w stanie pisać. Co więc się stało, że tym razem sytuacja wygląda inaczej? Chyba znam odpowiedź...

Ile można pisać, gdy każde zdanie musi pasować idealnie? Ileż można się męczyć z poprawianiem tego samego akapitu, aż wreszcie zabrzmi płynnie, ciąg słów popłynie przez usta niczym potok. Poprawiać przecinki. Myśleć nad jednym, zgrzytającym słowem. Odpowiedź brzmi - niedługo, krótko, wcale. Bardzo łatwo jest się tak wykończyć, swoim własnym perfekcjonizmem, brakiem pewności w swoją sztukę oraz niepewnością, czy ktokolwiek chciałby to co napiszę przeczytać. A co mnie to obchodzi - pytam samą siebie. Cisza. Nie chcą to nie muszą. Piszesz w pierwszej kolejności dla siebie, o publiczkę pomartwisz się potem - krzyczę. Cisza. Co ja narobiłam?...

Zapomniałam już chyba o co chodzi w pisaniu. Zapomniałam jaką jest frajdą. Zapomniałam, że ono nią w ogóle jest, a tym bardziej, że to priorytet, by sprawiało przyjemność, było rozrywką. Powstało w moim umyśle jak prawie, że przymus, coś czego muszę się nauczyć, muszę robić dobrze, muszę robić poprawnie. Bo chcę, bo inni chcą. Muszę pisać dobrze, żeby mnie nie wyśmiali, żeby szanowali moją pracę, żeby chcieli czytać. Przecież tego i tak nikt nie czyta póki sama się na to nie zgodzę... ale co jeśli? Lepiej sprawdzić każde zdanie dwa razy, przeczytać na głos, zobaczyć czy gra... Obłęd!
Obłęd... z którego chcę się wydostać. Chcę znowu mieć przyjemność z tego co piszę. Chcę pisać co chcę, jak chcę i kiedy chcę. Stworzyłam dla siebie klatkę we własnej głowie, czas stworzyć i klucz.

Ostatnio zabrałam się za nowe opowiadanie. Pierwsze strony szły okropnie opornie. W sumie to wcale nie szły, czołgały się na łokciach, a potem wiosłowały łyżkami po Atlantyku. Ale w końcu jakoś dopłynęły. Mam zamiar dokończyć je pisać, bo lubię ten temat, lubię bohaterów i świat. Sprawia mi to przyjemność wbrew temu co ubzdurał sobie mój umysł. Wszem i wobec zobowiązuję się nie poprawiać nic, a nic (no chyba, że związanego ze zmianą fabuły) aż nie skończę. NIC. Żadnego przecinka, żadnego zdania. żadnego niczego. Poprawię, jak skończę, a żeby skończyć muszę przestać poprawiać.

Osoby, które nie tworzą mogą potraktować ten tekst jako czystą ciekawostkę z serii problemów niespełnionego artysty. Wszyscy, którzy sami bawią się w artystów w wolnym czasie powinni chwile zastanowić się nad opisanym problemem. Niech to będzie pomocna informacja i przestroga. Nie będę jednak ukrywać, że ten post napisałam przede wszystkim dla mnie. Coś właśnie spadło z serca, dusza odetchnęła. Będzie już tylko lepiej.

Do następnego, wędrowcy!
NIEOBSŁUGIWALNA © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka