Zawsze byłam bardzo chudym dzieckiem. Gdy patrzę na swoje
zdjęcia sprzed pięciu lat to zastanawiam się jak coś takiego mogło żyć. Jak te
nogi mogły cokolwiek udźwignąć? Przecież ich wcale nie było. Potem przyszło
dojrzewanie. Zaczęłam tyć. Bardzo, bardzo szybko. Zorientowałam się dopiero
wtedy, gdy zwrócono mi na to uwagę u lekarza. Moja samoocena roztrzaskała się
na betonie. Zaczęłam widzieć tłuszcz, cellulit, brzuch, biodra, uda. Od kiedy
miałam trzynaście lat ani razu nie rozebrałam się publicznie. Na plaży
siedziałam w pełni ubrana. Miałam problem nawet z takimi rzeczami jak shorty,
czy bluzki na ramiączka. To był zły okres dla mnie samej, pełen złości i
kompletnego braku akceptacji.
Obecny rok był dla mnie błogosławieństwem. Po pierwsze z
pewnością dojrzałam, chociaż wcale nie jestem dojrzała. Pozbyłam się paru toksycznych
ludzi z mojego życia. Ktoś powiedział mi, że jestem okej, że ważę i wyglądam
dobrze. I znaczyło to dla mnie w tym momencie tak dużo jak ta osoba nigdy by
się nie spodziewała. Dostałam parę miłych komplementów, trochę więcej uwagi. Na
plażach przesiadywałam w dwuczęściowym kostiumie. Co prawda tylko na tych
mniejszych, miejska cały czas za bardzo mnie przerażała, ale zawsze. To był
duży krok do przodu. Nosiłam shorty, bluzki na ramiączka, w których swoją drogą
totalnie się zakochałam. Nawet parę razy założyłam sukienkę.
Nie zrozumcie mnie źle. Nigdy w całym swoim życiu nie byłam
otyła. Moja największa w historii waga wynosiła 58kg, przez ostatnie dwa lata
średnio było to około 56,5kg. W tym roku podejmowałam wiele prób zmiany
odżywiania. I tak oto za rogiem mamy grudzień. Ostatni miesiąc, ostatnia szansa.
Motywacji jest wiele. Skłamałabym mówiąc, że nie ma wśród nich wagi. Jakbym
schudła pięć kilo to bym się nie obraziła, ale jakbym nie schudła to byłabym w
stanie z tym żyć. Mam już dość wyrzutów sumienia dręczących mnie ciągle, że nie
dbam o swój organizm, że sama go wykańczam, że nie jestem odpowiedzialna, że
umrę mając trzydzieści lat od przedawkowania cukru.
Jeśli uda mi się coś zmienić, chociaż coś małego to uratuję ten
rok przed spisaniem na straty. Ale zdrowe odżywianie, albo chociaż zdrowsze, w
jakie ja celuję nie jest takie proste. Ciężko się za to zabrać, nie za bardzo
wiadomo z której strony i jakim narzędziem. Nie chcę przeprowadzać rewolucji,
bo wiem, że nie jestem w stanie. Chcę wprowadzić parę małych zmian, które
pozbędą mnie wyrzutów sumienia. Moje cele nie są wygórowane, a jednocześnie
wiem, że nie będą łatwe. Jeśli jakimś cudem uda mi się wprowadzić je w życie,
to być może w następnych miesiącach trochę je zmodyfikuję. Póki co wygląda to
następująco:
1. Jeść 5 posiłków dziennie, bez podjadania pomiędzy nimi.
2. Jeść jeden owoc i jedno warzywo dziennie.
3. Nie jeść niezdrowego jedzenia z odstępstwem do porcji po max. 300kcal dwa razy w tygodniu, na co dzień zastępować tradycyjne słodycze zdrowszymi
zamiennikami.
Ciężko mi stwierdzić co robić. Liczyć kalorie, czy lepiej po
prostu jeść rozsądne porcje? Układać dokładny plan, czy iść na żywioł mając w
lodówce zapasy zdrowych produktów? Moja wiedza na ten temat nie jest zerowa, ale
artykuły zajadle kłócą się o każdą kwestię. Po paru latach ciągłych prób
odchudzania czuję się w tym wszystkim zagubiona. Cała ta fit paplanina
wymieszała mi się w głowie na papkę. Dlatego tu i teraz pytam wszystkich z was,
którzy mają doświadczenie i wiedzę o zdrowym żywieniu o rady. Za wszystkie będę
bardzo wdzięczna! Wszystkie mogą mi niezmiernie pomóc, więc jeśli macie coś do
dorzucenia, jakąś małą poradę, ważny artykuł, osobiste doświadczenia i wnioski
to proszę was bardzo, żebyście podzielili się nimi w komentarzach! :)
Z góry wszystkim bardzo dziękuję!
Do następnego, wędrowcy!
Ja odkąd pamiętam nigdy nie byłam szczupłym dzieckiem, co niestety odbiło się na mnie strasznie. Dzieci w podstawówce i gimnazjum potrafią być okropne. No cóż przez trądzik na buzi i kilka kilogramów więcej byłam gnębiona. Po dziś dzień mam problem z jednym i drugim i nie akceptuje siebie w pełni. Mam kompleksy i czuję się gorsza. Teraz jestem w takim okresie życia, że wiem jakim cudem, ale nigdy w życiu nie ważyłam tak dużo jak teraz! To dla mnie jakiś koszmar. Czuje się coraz bardziej załamana.:( Co prawda nie mam tu żadnej rady dla Ciebie od siebie, ale czułam potrzebę napisania Ci swojej histori :) Pozdrawiam niezdecydowana-dziewczyna.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTo co? Razem wojujemy grudzień? ;)
Usuńto ja również dołączam do wspólnej walki o idealną figurę i zdrowszy tryb życia! :)
UsuńKiedyś byłam pulchnym dzieckiem, potem nienajchudszą nastolatką - choć ledwo 52 kilo ważyłam, ale ja jestem niska. Teraz schudłam, apetyt mi się zmienił.
OdpowiedzUsuńI nigdy nie przejmowałam się słowami jedynych osób, które mówiły, że jestem gruba... mamy i ojczyma. To głupie, że ciągle słyszymy o byciu szczupłym nie dla zdrowia, a dla wyglądu.
Dokładnie, to przykre gdy sama zdaje sobie sprawę z tego, że gdyby nie obsesja na punkcie wagi w życiu nawet nie zainteresowałabym się zdrowym odżywianiem. Ludzie mają gdzieś swoje zdrowie tak długo aż nie zacznie się sypać. Przykro mi strasznie, że rodzice mówili tak o tobie, ale możesz być tylko dumna z tego, że mało cię to obeszło. Pozdrawiam! :)
UsuńE, przeżyło się.
UsuńPrzynajmniej tyle z tego, że zainteresowałaś się zdrowym trybem życia.
46 year-old Executive Secretary Kalle Brosh, hailing from Thornbury enjoys watching movies like The Private Life of a Cat and Cosplaying. Took a trip to Cidade Velha and drives a Bugatti Type 57SC Atalante Coupe. wykop to
OdpowiedzUsuń