Zatonąć w morzu samokrytyki


Tonę... nie oddycham. Tonę! 


Ostatnio wróciłam do pisania po dłuższej przerwie. Zawsze uwielbiałam to robić. Gdy byłam młodsza, nie było dla mnie lepszej rozrywki ta jaką daje pisanie. W końcu pisząc możemy wszystko! Przenieść się w inny świat, zostać kimś innym, przeżyć przygodę i co najlepsze być Bogiem we własnym uniwersum. Nawet gry wymiękały. Ale gdy usiadłam parę dni temu do pustej kartki w Wordzie, szybko poczułam, że coś jest nie tak. Coś nie gra, coś nie pasuje. Coś kuje w środku i ściska w umyśle. Niepokojąco szybko męczę się, po zapełnieniu niecałych dwóch stron. Zdania nie idą płynnie, raczej opornie. A zawsze stukałam w klawiaturę tak szybko, aż się wszyscy dziwili jak tak można. Mój charakter pisma wywodzi się z tego, że myślę szybciej niż jestem w stanie pisać. Co więc się stało, że tym razem sytuacja wygląda inaczej? Chyba znam odpowiedź...

Ile można pisać, gdy każde zdanie musi pasować idealnie? Ileż można się męczyć z poprawianiem tego samego akapitu, aż wreszcie zabrzmi płynnie, ciąg słów popłynie przez usta niczym potok. Poprawiać przecinki. Myśleć nad jednym, zgrzytającym słowem. Odpowiedź brzmi - niedługo, krótko, wcale. Bardzo łatwo jest się tak wykończyć, swoim własnym perfekcjonizmem, brakiem pewności w swoją sztukę oraz niepewnością, czy ktokolwiek chciałby to co napiszę przeczytać. A co mnie to obchodzi - pytam samą siebie. Cisza. Nie chcą to nie muszą. Piszesz w pierwszej kolejności dla siebie, o publiczkę pomartwisz się potem - krzyczę. Cisza. Co ja narobiłam?...

Zapomniałam już chyba o co chodzi w pisaniu. Zapomniałam jaką jest frajdą. Zapomniałam, że ono nią w ogóle jest, a tym bardziej, że to priorytet, by sprawiało przyjemność, było rozrywką. Powstało w moim umyśle jak prawie, że przymus, coś czego muszę się nauczyć, muszę robić dobrze, muszę robić poprawnie. Bo chcę, bo inni chcą. Muszę pisać dobrze, żeby mnie nie wyśmiali, żeby szanowali moją pracę, żeby chcieli czytać. Przecież tego i tak nikt nie czyta póki sama się na to nie zgodzę... ale co jeśli? Lepiej sprawdzić każde zdanie dwa razy, przeczytać na głos, zobaczyć czy gra... Obłęd!
Obłęd... z którego chcę się wydostać. Chcę znowu mieć przyjemność z tego co piszę. Chcę pisać co chcę, jak chcę i kiedy chcę. Stworzyłam dla siebie klatkę we własnej głowie, czas stworzyć i klucz.

Ostatnio zabrałam się za nowe opowiadanie. Pierwsze strony szły okropnie opornie. W sumie to wcale nie szły, czołgały się na łokciach, a potem wiosłowały łyżkami po Atlantyku. Ale w końcu jakoś dopłynęły. Mam zamiar dokończyć je pisać, bo lubię ten temat, lubię bohaterów i świat. Sprawia mi to przyjemność wbrew temu co ubzdurał sobie mój umysł. Wszem i wobec zobowiązuję się nie poprawiać nic, a nic (no chyba, że związanego ze zmianą fabuły) aż nie skończę. NIC. Żadnego przecinka, żadnego zdania. żadnego niczego. Poprawię, jak skończę, a żeby skończyć muszę przestać poprawiać.

Osoby, które nie tworzą mogą potraktować ten tekst jako czystą ciekawostkę z serii problemów niespełnionego artysty. Wszyscy, którzy sami bawią się w artystów w wolnym czasie powinni chwile zastanowić się nad opisanym problemem. Niech to będzie pomocna informacja i przestroga. Nie będę jednak ukrywać, że ten post napisałam przede wszystkim dla mnie. Coś właśnie spadło z serca, dusza odetchnęła. Będzie już tylko lepiej.

Do następnego, wędrowcy!

6 komentarzy :

  1. Mi się to rzadko zdarza. Taka faza mija i można spokojnie pisać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze dla Ciebie. Mi niestety obrzydliwe czepialstwo względem samej siebie weszło ostatnio w nawyk :/. Jednak mam nadzieję, że szybko go przepędzę i wrócę do pisania jako przyjemności, szczególnie, że pomysły dopisują. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! :3

      Usuń
  2. Och, no skąd ja to znam...
    Zbyt duża samokrytyka wobec siebie daje mi takiego kopa w tyłek, że często sama się sobie dziwię jak bardzo mogę tak kręcić nosem? W szczególności jeśli chodzi o mój tekst. Jestem w stanie poprawiać coś z milion razy i tak będzie źle. Osoby z otoczenia twierdzą, że przesadzam, bo piszę świetnie jednak ja...
    Nie mogę w to uwierzyć, dopóki nie poprawię jeszcze dwóch przecinków :)
    ~ Muśnięcie Śmierci
    http://marzenieliterackie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko czasem stwierdzić, czy naprawdę inni uważają o naszej pracy to co mówią (wspaniale, nic nie zmieniaj, to jest świetne!) czy po prostu chcą być mili. Osobiście zawsze wolę szczere opinie nawet te negatywne, bo inne tylko zburzą moje zaufanie do osoby. Ahhh te przecinki to istna zmora, chociaż szczerze to już chyba dałam sobie z nimi spokój. Gorzej gdy w grę wchodzi to jedno słowo w którym coś nie gra, jedno niepasujące zdanie... wtedy zaczyna się dramat na długie minuty ;D

      Usuń
  3. Kilka LAT temu chciałam napisać coś razem z koleżanką. Wyszło mi tylko półtorej strony w Wordzie, od tamtej pory tak sobie trwa w nicości. Nie mam już pomysłu na to co mogłabym dalej napisać. Chciałam wtedy opisać swoje życie zmieniając je w książkę, teraz już chyba trochę za późno na to. Kto wie może kiedyś do tego wrócę. Pozdrawiam ciepło i zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dla każdego pisanie opowiadań/książek będzie takim samym powołaniem. Jeśli po pierwszym razie nie wciągnęłaś się na dobre to najwyraźniej nie jest dla Ciebie. Ale nic straconego, w końcu sztuka to kwestia rozległa i istnieje tyle jej gałęzi, jest z czego wybierać! Pozdrawiam, za chwilkę zerknę co tam wyskrobałaś :)

      Usuń

Każdy komentarz jest dla mnie bardzo wartościowy, więc nie bój się wyrazić swojej opinii, podobnej do mojej, czy też zupełnie innej. Nie bądź bierny, włącz się do dyskusji! :)

NIEOBSŁUGIWALNA © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka